Lato w tym roku przyszło do nas dużo wcześniej, niż
przyzwyczaiło nas do tego przez ostatnich kilka lat. Upały i ostre słońce to
coś, do czego powinniśmy się odpowiednio wcześniej przygotować, żeby nie
narażać się na zniszczenia skóry i włosów. Świetnie, jeżeli dbamy o siebie
przez cały rok – jemy świeże owoce i warzywa, czy pijemy przygotowywane przez
siebie soki i koktajle. To wpływa na kondycję całego naszego organizmu, a nie
tylko organów, które mamy wewnątrz.
Nie mniej jednak działanie od zewnątrz jest równie ważne,
dlatego aby mieć piękną i gładką skórę, a także zdrowe włosy, potrzebujemy
złuszczania, nawilżania i wszechobecnej pielęgnacji.
Chcę wam opowiedzieć o moim przygotowaniu do lata, w którym
pomogła mi marka NaturalME. Poznałam ją stosunkowo niedawno i od razu
zakochałam się w tych naturalnych produktach z prostymi, kolorowymi naklejkami
na opakowaniach, które uwielbiam.
Zacznijmy moją opowieść od włosów.
WŁOSY
Ich pielęgnację wzbogaciłam o dwie maski olejowe NaturalMe:
1. Maska do olejowania włosów, która jest mieszanką
olejów: arganowego, kokosowego, migdałowego, lnianego, winogronowego, jojoba i z wiesiołka.
Co o masce pisze Producent?
"Unikalna mieszanka naturalnych olejów zapewnia głębokie nawilżenie i odżywienie. Nadaje im miękkość oraz gładkość. Włosy stają się rozświetlone i nabłyszczone. Starannie dobrany zestaw olejów intensywnie zregeneruje strukturę zniszczonych włosów."
Maska cudownie pachnie – wydaje mi się, że jakby malinami.
Uwielbiam ją za to! Butelka wystarczyła mi na kilka tygodni aplikacji 2 razy w
tygodniu. Na początku miałam wrażenie, że nie widzę żadnych efektów. Włosy niby były
takie same jak bez olejowania. Wiecie co? Wydaje mi się, że przy produktach do
włosów zbyt wiele od nich oczekujemy. Liczymy, że po kilku zabiegach nagle
cofną się nasze zniszczenia mechaniczne, albo włosy cudownie odzyskają
sprężystość i blask. A to przecież nie jest takie proste… Dowodem na działanie
tego produktu była moja wizyta u fryzjera, podczas której Pani zachwycała się
kondycją moich włosów i pytała, co zmieniłam w ich pielęgnacji od naszego
ostatniego spotkania. Uświadomiła mi, że naprawdę widać różnicę! Kupiłam już
drugą butelkę tej maski (jestem w połowie) i powiem wam, że naprawdę już teraz
sama widzę i czuję różnicę. Moje włosy są gładkie i miękkie w dotyku.
Maskę kupicie TUTAJ w cenie 24,99 zł za 75 ml.
2. Maska do olejowania skóry głowy, która jest
mieszanką: bursztynu, skrzypu polnego, rozmarynu, imbiru oraz olejów: chia, tamanu i arganowego.
Co o masce pisze Producent?
"Specjalnie dobrany zestaw naturalnych ekstraktów i olejków intensywnie pobudza wzrost włosów. Przeciwdziała ich wypadaniu. Kondycjonuje i regeneruje skórę głowy. Działa przeciwzapalnie i łagodzi podrażnienia. Zauważalnie zmniejsza łojotok i łupież."
Maska do olejowania skóry głowy pachnie już typowo jak olej.
Bardzo dobrze się ją aplikuje – nie spływa na włosy, więc spokojnie mogę
stosować obie maski na raz. I tak właśnie robię. Czy coś z moją skórą głowy się
zmieniło? Na pewno tak. Zauważyłam przedłużenie
świeżości włosów o pół dnia w stosunku do tego, jak było przed rozpoczęciem
olejowania skóry głowy. To i tak duży sukces, więc maskę oceniam pozytywnie. Włosy są jakby mocniejsze i faktycznie mniej ich wypada podczas mycia. Moja fryzjerka chwali regularnie szybki wzrost moich włosów i być może to zasługa wlaśnie tej maski.
Maskę kupicie TUTAJ w cenie 32,99 zł za 75 ml.
Obie maski stosuję oczywiście przed myciem włosów – nakładam
je na około 20-30 minut na zwilżone włosy (hydrolatem roślinnym, żelem
aloesowym albo odżywką w spray’u), po czym myję głowę jak zwykle.
TWARZ I CIAŁO
O skórę mojej twarzy i całego ciała dbają cztery produkty
NaturalME, które są częścią nowości marki, dlatego nie mogłam się oprzeć
sięgnięciu po nie. Większość tych produktów jest z rodzaju tych, których używa się
nie tylko do twarzy, ale również do ciała i włosów, dlatego opowiem o ich
szerszym zastosowaniu.
PEELING DO CIAŁA
To produkt, od którego powinnyśmy rozpocząć pielęgnację
skóry. Kiedy już zadbamy o pozbycie się martwego naskórka, możemy śmiało
przystąpić do regeneracji, nawilżania i pełnej pielęgnacji. Co takiego ma w
sobie karmelowy peeling solny z aktywnym węglem od NaturalME, że jest idealny do
stosowania przed nadejściem upalnego lata? Przede wszystkim zapewnia skórze nie tylko starcie martwego naskórka, ale także detoks i dogłębne oczyszczanie. A to wszystko zasługa właśnie aktywnego węgla, który ma między innymi właściwości bakteriobójcze - wniknie w każde włókienko skóry i oczyści je ze złogów niepożądanych substancji. Olejek arganowy i masło shea łagodzą podrażnienia i natłuszczają skórę.
Peeling pachnie cudownie – od tego trzeba zacząć. Słodkim
karmelem, który ma się ochotę dosłownie pożreć! Ja go uwielbiam. Jest czarny od
węgla, ale nie pozostawia na skórze ciemnego osadu po dokładnym spłukaniu
ciała. Świetnie się nakłada, bo dzięki zawartości olejków dosłownie sunie po
skórze – pod wpływem ciepła naszego ciała naprawdę pięknie ją natłuszcza.
Pamiętajcie jednak, że jest to peeling solny, więc jest dość
ostry. Nie stosujcie go od razu po opalaniu, bo możecie dodatkowo podrażnić
skórę. Ja używam go wtedy, kiedy moja skóra jest w dobrej kondycji, czyli kilka
dni po opalaniu lub przed tym planowanym. Po użyciu peelingu skóra jest
pachnąca i gładka, a co za tym idzie, świetnie wchłania produkty pielęgnacyjne.
Dla mnie to produkt na duży plus.
Peeling kupicie TUTAJ w cenie 31,99 zł za 200 ml.
OLEJE
1. Olej z pestek (nasion) malin. Producent pisze, że łagodzi podrażnienia i regeneruje naskórek. W zeszłym roku dowiedziałam się, że olej z nasion malin jest najlepszym,
naturalnym filtrem przeciwsłonecznym, jaki dała nam Matka Natura. Jego ochrona
sięga nawet 50 SPF, dlatego właśnie nie rozstaję się z nim w słoneczne dni.
Kiedy wiem, że będę zażywać kąpieli słonecznych, albo przebywać długo w
nasłonecznionym miejscu, smaruję się olejkiem od stóp do głów. Dosłownie. Jeśli
nie mam na sobie makijażu, to zaczynam od twarzy. Jeśli jednak mam makijaż,
zawsze stosuję krem BB z filtrem – pamiętajcie o tym! Wtedy olejek malinowy
nakładam na całe ciało, a wcześniej dodaję kilka kropli do maski po myciu
włosów, bo one również potrzebują ochrony przed silnym promieniowaniem
słonecznym. Odkąd stosuję ten produkt w taki właśnie sposób, zauważyłam, że
moja opalenizna jest zupełnie inna. Jestem mniej różowa, a bardziej śniada, a
zaczerwienienia, jeśli już są, szybciej brązowieją. Jeśli nawet przesadzę z
kąpielą słoneczną, objawy poparzenia, takie jak pieczenie czy swędzenie skóry,
są dużo mniej odczuwalne – dlatego wiem, że moja skóra jest dużo bardziej
bezpieczna. Nie wyobrażam już sobie lata bez tego produktu!
Olejek kupicie TUTAJ w cenie 26,99 zł za 50 ml.
2. Olej z pestek truskawek. Producent zaleca
stosowanie jeśli potrzebujemy regeneracji, ochrony i nawilżenia - szczególnie skóry dojrzałej, zniszczonej i przesuszonej.
To świetny produkt do uzupełnienia
zastosowania olejku z nasion malin, który nas chroni – ten z pestek truskawek
wzmocni jego działanie po opalaniu. Ja go tak właśnie stosuję i czuję, jak moja
skóra jest ukojona i nawilżona. Kiedy mam od czasu do czasu możliwość
skorzystania z wanny, dolewam łyżkę tego Olejku do wody i nie mam tak
podrażnionych nóg, jak to zwykle bywa u mnie właśnie po kąpieli lub tym
bardziej po depilacji.
Olejek kupicie TUTAJ w cenie 26,99 zł za 50 ml.
Oba olejki pachną po prostu jak oleje. Z
nasion malin jest żółty, a z pestek truskawek zielonkawy. Znajdują się w
szklanych butelkach z pipetą i są bardzo wygodne w użytkowaniu. Świetnie się je
aplikuje na skórę i wchłaniają się raczej dobrze, choć będąc na plaży, nakładam
grubą warstwę, żeby zapewnić sobie ochronę, więc pozwalam sobie wtedy na tę
tłustą warstwę :)
HYDROLAT ALOESOWY
Wow! Tak – od tego słowa musiałam zacząć. Kiedy zobaczyłam,
że w sklepie NaturalME pojawiły się hydrolaty, to zwariowałam. Ja je dosłownie
uwielbiam. Zawsze mam w łazience kilka rodzajów. Aloesowego nie miałam nigdy, a
teraz już wiem, że jest to produkt, którego potrzebowałam od zawsze!
"Naturalne woda aloesowa otrzymywana jest w procesie destylacji wysokiej jakości liści aloesu. Jest bogata w witaminy i mikroelementy. Wykazuje skuteczne działanie nawilżające i kojące. Chroni i regeneruje naskórek. Pobudza produkcję kolagenu. Dzięki wysokiej zawartości antyoksydantów chroni skórę przed wolnymi rodnikami i zapobiega wczesnemu jej starzeniu."
Hydrolat zamknięty jest w plastikowej butelce z atomizerem,
który wytwarza przyjemną mgiełkę. A wiecie jak cudownie pachnie? Kocham go! Na
co dzień trzymam go w lodówce i odświeżam (i przy okazji schładzam) nim ciało,
twarz i włosy w ciągu dnia. Pamiętacie, jak napisałam, że maskę olejową
nakładam na włosy zwilżone hydrolatem? Ten nadaje się do tego idealnie!
Hydrolat aloesowy zabieram ze sobą również na plażę –
chłodzę nim ciało, twarz i odświeżam włosy, a przed ubraniem się dokładnie
spryskuje całe ciało, które otrzymuje ogromną dawkę ZŁAGODZENIA objawów
długiego przebywania na słońcu. Hydrolat świetnie nadaje się również do
stosowania po prysznicu, który bierzemy zaraz po powrocie np. z plaży –
spryskane nim ciało nie tylko odetchnie, ale także będzie lepiej wchłaniało
balsam, czy olejek.
Hydrolat kupicie TUTAJ w cenie 21,99 zł za 125 ml.
W sierpniu planuję urlop i wiele wskazuje na to, że uda mi
się wybrać na zagraniczne wakacje. Nie wyobrażam sobie wyjazdu bez olejków i
hydrolatu NaturalME. Na pewno wylądują w mojej walizce, a w łazience zagoszczą
na długi czas!
Poza oficjalnym sklepem marki, te oraz inne produkty (glinki, olej kokosowy, masło shea) kupicie w moim ukochanym sklepie Krem de la Krem, a stacjonarnie w sieci Super-Pharm.