poniedziałek, 29 stycznia 2018

Naturalny haul zakupowy z Lawendowej Farmy

Naturalny haul zakupowy z Lawendowej Farmy


Witajcie kochani!

Niedawno opowiadałam wam o jednym z moich ulubionych sklepów internetowych z ręcznie robionymi kosmetykami naturalnymi - Lawendowa Farma. Dziś chciałabym pokazać wam moje kolejne zakupy, które poczyniłam właśnie w tym sklepie. Tym razem postawiłam nie tylko na pielęgnację twarzy, ale także i włosów. W moim zamówieniu znalazł się jeden stały bywalec i aż 3 nowości, które krzyczały do mnie już od dawna. W końcu udało mi się kupić je wszystkie, a tego, czy jestem z nich zadowolona, dowiecie się właśnie z tego wpisu :)

W moim koszyku znalazły się:
1. mydło "Czarne na Białym";
2. mydło "Wielka Trójka";
3. Kolorowa maseczka Różowa;
4. Nalewka octowa szałwiowo-tatarakowa.

W prezencie do zamówienia otrzymałam:
1. mydełko "Siarkowe";
2. mydełko "Różowy Alabaster".



Zacznijmy od mydeł, bo to one zawsze grają pierwsze skrzypce, jeżeli chodzi o moje zamówienia w Lawendowej Farmie.

CZARNE NA BIAŁYM

Mydłem, które znam i kocham od lat, jest właśnie "Czarne na Białym". Spójrzmy na jego skład i właściwości:

Skład:
zmydlony olej kokosowy, zmydlona oliwa z oliwek, woda, zmydlony olej rycynowy, wiórki mydła Aktywny Węgiel (o tym mydle więcej dowiecie się z tego spisu - KLIK).

Czarne wiórki z aktywnym węglem, zanurzone w oleju kokosowym, rycynowym i oliwie, delikatnie oczyszczają skórę, łagodzą podrażnienia i stany zapalne, natłuszczają i nawilżają. To bardzo dobre mydło na co dzień, dla wszystkich z przetłuszczoną, trądzikową skórą. Dzięki zawartości oleju rycynowego nadaje się również do mycia włosów, szczególnie w przypadku problemów ze skórą głowy. Polecamy wszystkim, dla których czarne węglowe mydło oczyszcza skórę zbyt radykalnie - Czarne na Białym jest delikatniejsze w działaniu, mniej ściąga i przesusza skórę.

Pokochałam je za to, że idealnie zmywa makijaż. Jest moim pierwszym krokiem w oczyszczaniu twarzy, ale także w jej porannym myciu. Świetnie dba o moją skórę, kiedy nie ma na niej mnóstwa wyprysków, a jedynie typowe dla mnie zaskórniki. Niestety, nie pachnie kokosem, ale pamiętajcie, że to zasługa w 100 % naturalnego składu :) Świetnie się pieni i wygląda fenomenalnie! To mój pielęgnacyjny must-have od lat.

Kupicie TUTAJ - cena regularna to 14 zł / 100 g (obecnie w promocji za 12 zł). 


WIELKA TRÓJKA

To mydło zaciekawiło mnie właściwościami idealnymi dla skóry trądzikowej. Od wielu lat, w walce z trądzikiem, pomaga mi mydło "Aktywny Węgiel", ale mam jeszcze jego zapas. Postanowiłam wypróbować coś innego, w końcu uwielbiam testować naturalne nowości :)

Co o "Wielkiej Trójce" mówi "ciało sprawcze"? ;)

Skład:
zmydlony olej kokosowy, zmydlona oliwa, zmydlony olej rycynowy, wywar z jeżówki, krwawnika i łopianu, roślinny barwnik annato, olejki eteryczne: lawendowy, paczulowy i geraniowy.

Właściwie powinnam je  nazwać Wielka Trójka Przeciwtrądzikowa, bo zrobiłam je na bazie odwaru z trzech ekstra oczyszczających ziół: jeżówki purpurowej, krwawnika i łopianu. Znacie te cudowne ziółka? Jeżówka purpurowa zrobiła karierę jako ziółko zwiększające odporność i zwalczające przeziębienia, ale to niezastąpiony środek na trądzik i stany zapalne skóry, doskonale oczyszcza, łagodzi i goi. Krwawnik pospolity działa ściągająco, przeciwzapalnie i odkażająco, a do tego hamuje drobne krwawienia, niezastąpiony przy drobnych skaleczeniach i otarciach. Łopian, no cóż, oprócz tego, że skutecznie pielęgnuje skórę głowy (ogranicza łojotok i łupież) jest niezastąpiony w walce z trądzikiem. Wielka Trójka to trzy w jednym: oczyszczające, odkażające, ale jednocześnie gojące i natłuszczające mydło na stany zapalne skóry. Polecamy do mycia skóry trądzikowej, do mycia włosów , do kąpieli i pod prysznic. 

Wow, wow i jeszcze raz wow. Powiem wam szczerze, że mydełko już przetestowałam i jak zwykle jestem zachwycona. Nie wysuszyło mi skóry, nie ściągnęło jej za bardzo, a świetnie umyło, nie podrażniło i wygładziło twarz. Jak w przypadku innych tego typu mydeł, raczej nie pachnie - przyzwyczaiłam się do tego już dawno temu. Na pewno będę go używać kiedy pojawią się podrażnienia i uczulenia. Widzę, że pomoże je przepędzić!

Kupicie TUTAJ - cena regularna to 14 zł / 100 g (obecnie w promocji za 12 zł). 


MYDŁO SIARKOWE I RÓŻOWY ALABASTER

Oba mydełka są w rozmiarze mini - dostałam je w prezencie do zamówienia. Uwielbiam otwierać kartoniki z Lawendowej Farmy, bo zawsze kryje się w nich jakaś niespodzianka. Czuję się wtedy totalnie dopieszczona przez sklep.

Mydełko siarkowe miałam już okazję testować - myślę, że jest świetne dla skóry z obfitym trądzikiem, nawet młodzieńczym. W zapachu czuć siarkę, ale nie przeszkadza to w użytkowaniu mydła. Po jego użyciu wystarczy dobrze nawilżyć skórę i czekać na efekty, bo wierzcie mi, że ten produkt naprawdę walczy nawet z najtrudniejszym do wyleczenia trądzikiem.

Różowy Alabaster to mydło z różową glinką - tak jak maseczka, którą zamówiłam, więc to idealne zestawienie dla mnie. Zaskoczeniem w składzie był dla mnie olej ryżowy, który ma działanie regenerujące i chroniące skórę. Mydełka używałam - świetnie się pieni i uelastycznia naskórek. Bardzo się polubiliśmy!


KOLOROWA MASECZKA Z RÓŻOWĄ GLINKĄ

Nie mogłam się jej oprzeć. Jestem maniaczką maseczek glinkowych, ale ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na ich samodzielne przygotowywanie. Pomyślałam, że ta maska będzie idealną alternatywą dla moich glinek rozrabianych z hydrolatami roślinnymi. Różni się od nich diametralnie! A czym? Po pierwsze, konsystencją - jest zbita, ale pod wpływem ciepła zamienia się w olejek <3 Po drugie, składem. Spójrzcie, jaki jest rewelacyjny!

Skład:
masło shea, olej kokosowy, olej ze słodkich migdałów, glinka różowa, wosk pszczeli, miód,olejek eteryczny limetkowy,  wit. E.

Nie masz czasu/ochoty by przygotować maseczkę na twarz? No i dobrze! Użyj naszej  kolorowej maseczki! Jest gotowa, wystarczy posmarować nią twarz, potrzymać 10-15 minut, a potem zetrzeć np. papierowym ręcznikiem - pozostawia skórę gładką, elastyczną i odświeżoną. Glinka różowa bardzo dobrze pielęgnuje skórę wrażliwą i delikatną, ze skłonnościami do alergii i podrażnień, ma właściwości zabliźniające, dezynfekujące i wygładzające.

Jestem zachwycona jej działaniem. Mam wrażenie, że olejek, który powstaje po kontakcie ze skórą, dosłownie rozgrzewa. Czułam niesamowicie przyjemne ciepło podczas aplikacji! Jako, że moja skóra nie dogaduje się z olejami na dłuższą metę, ja po 15 minutach całkowicie zmyłam maseczkę z twarzy. Mimo wszystko była ona gładziutka i rewelacyjnie miękka. Do tego maseczka pachnie cytrusami, a zamknięta jest w słoiczku z ciemnego szkła, co wręcz uwielbiam. Jestem zakochana!

Kupicie TUTAJ - 31 zł / 60 ml.




NALEWKA OCTOWA SZAŁWIOWO-TATARAKOWA


Nalewki octowe z Lawendowej Farmy kuszą mnie odkąd przetestowałam malinowa płukankę z Yves Rocher. Tamta sprawiła, że moje włosy niesamowicie błyszczały. Chciałam mieć to na co dzień. I wiecie co? Mam! Po użyciu nalewki moje włosy stały się nie tylko błyszczące, ale i gładkie i sprężyste <3


Skład:
ocet jabłkowy 10% (macerat ziela szałwii i tataraku), olejek eteryczny lawendowy, olejek eteryczny lemongrasowy, olejek eteryczny szałwiowy.

Wzmacnia i odżywia włosy, skutecznie usuwa mydlany osad, ma kolor bardzo  lekkiej herbaty, dla wszystkich rodzajów włosów, przyjemnie pachnie.

Nalewki octowe możesz stosować na trzy sposoby:
1. wcierać we włosy i skórę głowy zaraz po umyciu i pozostawić bez spłukiwania
2. wcierać we włosy i skórę głowy i trzymać pod turbanem z ręcznika 20-30 minut, a potem spłukać letnią wodą
3. umyte włosy spłukać letnią wodą z dodatkiem nalewki octowej (do 1litra wody dodajemy 1-2 łyżki nalewki)
Ocet jabłkowy przywraca  skórze głowy właściwy,  lekko kwaśny odczyn; nalewki octowe nie pozostawiają we włosach "octowego" zapachu. 


Ja wybrałam sposób 3 i płuczę włosy rozcieńczoną nalewką. Wtedy faktycznie zapach octu jest ledwo wyczuwalny (po wysuszeniu włosów wcale go nie ma), ale niestety nalewka sama w sobie bardzo pachnie octem. Mimo wszystko nie przeszkadza mi to, bo efekt jest świetny.

Kupicie TUTAJ - 23 zł / 250 ml.


Dajcie znać, co was najbardziej zainteresowało! Po ostatnim wpisie o Lawendowej Farmie otrzymałam od was kilka informacji zwrotnych, że sklep bardzo was zainteresował i zrobiłyście w nim zakupy. Dawajcie znać, jak sprawują się zamówione produkty! Od dwóch z was wiem, że po przetestowaniu mydeł, pojawiła się miłość do Lawendowej Farmy <3

 



środa, 24 stycznia 2018

Idealny krem dla tłustej skóry i nowa marka na rynku kosmetycznym!

Idealny krem dla tłustej skóry i nowa marka na rynku kosmetycznym!


Jeszcze w zeszłym roku, dzięki Instagramowi, poznałam markę kosmetyków d'Alchemy, która propaguje holistyczne podejście do otaczającego nas świata. Filozofia marki głosi, że wszystko w przyrodzie ma swoje miejsce i czas. Muszę się przyznać, że bardzo szybko przekonałam się do tych poglądów, a co za tym idzie, do samych produktów. Dziś chcę opowiedzieć wam o moim faworycie, czyli o regulującym kremie do cery tłustej i mieszanej.

Zanim jednak dowiecie się, jak przebiegły testy, przytoczę wam kilka cytatów ze strony internetowej marki d'Alchemy - KLIK.

"Co wspólnego mają nowoczesne kosmetyki naturalne z maściami robionymi własnoręcznie przez nasze babcie i pra-pra-babcie? Jest to coś podstawowego, a jednocześnie trudno osiągalnego w dzisiejszych czasach: czysta naturalność surowców roślinnych."

"Preparaty D’ALCHEMY powstają z roślin uprawianych metodami ekologicznymi lub dziko rosnących na terenach ekologicznie czystych."

"Wyprodukowanie wartościowych kosmetyków naturalnych to dopiero część zadania. Trzeba znaleźć sposób, aby kosmetyki przechowywać bez utraty ich właściwości. Zwykłe szkło, do niedawna uważane za najbezpieczniejsze do przechowywania preparatów kosmetycznych, nie chroni ich przed degradacją w wystarczającym stopniu. Dlatego D’Alchemy korzysta ze specjalnego szkła biofotonicznego, które pomaga zachować cenne właściwości składników roślinnych."

"W kosmetykach D’ALCHEMY nie ma miejsca na składniki nieistotne (...) dlatego bazę kosmetyków pielęgnacyjnych stanowią wyłącznie hydrolaty roślinne (nie zwykła woda)." 

Przekonane? Jeśli jeszcze nie, dopowiem tylko, że na stronie internetowej dostępny jest wspaniały LEKSYKON SKŁADNIKÓW, który poinformuje nas, dlaczego w danym produkcie użyto właśnie tych konkretnych składników. Czyż to nie cudowne? Ja jestem oczarowana!


Testuję 3 produkty:
1. wspomniany już wcześniej regulujący krem do cery tłustej i mieszanej;
2. wodę micelarną (która posiada atomizer wytwarzający piankę! Jestem w niej zakochana!);
3. intensywnie regenerujący olejek do twarzy.

Krem zrobił na mnie największe wrażenie, dlatego postanowiłam poświęcić mu cały post.

Co pisze o nim Producent?

"Krem-żel o lekkiej, nietłustej konsystencji, przeznaczony do kompleksowej pielęgnacji skóry tłustej i mieszanej. Rekomendowany w walce z niedoskonałościami skóry. Pomaga pobudzić naturalny proces złuszczania naskórka, odblokowuje ujścia porów, oczyszcza je z nagromadzonych martwych komórek i nadmiaru sebum. Dzięki specjalnie wyselekcjonowanym, naturalnym wyciągom roślinnym krem wyrównuje powierzchnię skóry, zmniejszając wielkość i widoczność porów oraz skutecznie redukuje zmiany zapalne, objawiające się w postaci krostek i grudek. Oleje roślinne, zawarte w formule preparatu, odpowiadają za utrzymanie optymalnej wilgotność skóry przez wiele godzin. Po aplikacji skóra pozostaje wygładzona i matowa, bez efektu ściągnięcia czy wysuszenia naskórka."

Krem ma konsystencję lotionu. Szklane opakowanie z pompką jest więc dla niego idealne - świetnie dozuje się odpowiednią, niedużą ilość kremu. Zapach jest ziołowy i bardzo przyjemny. Nie czuć w nim sztuczności ani składników nadających zapach. Jak wtopi się w skórę, ja czuję delikatną nutę cytrusową. No właśnie, w kwestii wtapiania się w skórę - krem bardzo szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze żadnej nieprzyjemnej warstwy. Faktycznie jest idealną bazą pod makijaż. Krem mnie nie uczulił ani nie podrażnił.

Ale co z najważniejszym działaniem? Czy krem reguluje wydzielanie sebum i ogranicza błyszczenie się skóry?

Tak, tak i jeszcze raz TAK!

Moja skóra zazwyczaj tak bardzo się błyszczy, że już od dawna nie wierzę w magiczne działanie kosmetyków dla tłustej skóry. Ten produkt jednak ogromnie mnie zaskoczył. Początkowo, (przez jakieś 2 tygodnie użytkowania) efekt ten był zauważalny w niedużym stopniu (ale mimo wszystko był). Teraz, kiedy używam kremu dużo dłużej, zauważalnie zmienił się wygląd mojej skóry! Po 8 godzinach od nałożenia makijażu, moja skóra błyszczy się tak nieznacznie, że nie czuję potrzeby użycia bibułki matującej! Wcześniej używałam ich co około 2-3 godziny. Naprawdę jestem zachwycona i uważam, że krem jest wart swojej ceny.

Za 50 ml produktu zapłacimy 150 zł - TUTAJ.


Naprawdę z czystym sumieniem polecam produkty marki d'Alchemy i zapraszam do buszowania po niezwykle bogatej stronie internetowej! 

niedziela, 21 stycznia 2018

Cosnature, seria avocado - idealny duet dla suchych włosów!

Cosnature, seria avocado - idealny duet dla suchych włosów!

Moje włosy, od czasu nieudanego rozjaśniania w maju i od kilku poprawek u innego fryzjera, są przesuszone i bardzo uwrażliwione. Ich codzienna pielęgnacja została uzupełniona więc przede wszystkim o dodatkowe olejki, pomagające utrzymać włosy w jak najlepszej kondycji. Od kilku miesięcy szukam też szamponu i maski, które mnie zadowolą. Potrzebuję delikatnego składu, ale też dokładnego domycia skóry głowy.
Planowałam zamówić maskę do włosów wysokoporowatych od Anwen. Niestety, tego dnia, kiedy postanowiłam złożyć zamówienie w moim ulubionym sklepie internetowym z naturalnymi kosmetykami Krem de la Krem, maska była niedostępna. Nie mogłam już czekać, bo poprzednia maska skończyła mi się tego dnia. Przypomniałam sobie, że mam przecież w zapasie szampon Cosnature z awokado, którego jeszcze nie otworzyłam. W sklepie znalazłam maskę z tej samej serii i postanowiłam ją zamówić.

Jestem już po kilku testach tego duetu i jestem zachwycona stanem moich włosów po ich umyciu, wysuszeniu i wyprostowaniu! Zapraszam więc na recenzję obu produktów.


REGENERUJĄCY SZAMPON DO WŁOSÓW Z AWOKADO I MIGDAŁAMI

"Naturalny szampon regenerujący zawiera starannie wyselekcjonowane składniki zapewniające delikatne mycie suchych, zniszczonych i farbowanych włosów. Łagodnie oczyszcza, nie podrażniając skóry głowy. Zawiera efektywną formułę hydrolizatu protein ze słodkich migdałów, wyciągu z awokado i oleju arganowego, dzięki której włosy są odżywione, nawilżone i wzmocnione od nasady aż po końce."

Kluczowymi składnikami szamponu są: hydrolizat protein migdałów, wyciąg z awokado i olej arganowy. To dzięki nim włosy stają się elastyczne, miękkie, błyszczące, odżywione i nawilżone. Składniki aktywne dostarczają im również wielu witamin i kwasów tłuszczowych.

Producent pisze, że szampon oczyszcza skórę delikatnie. Kiedy widzę takie zapewnienie, zazwyczaj wiem, że będę odczuwać, że moje włosy są "niedomyte" i oklapnięte. Bardzo się zaskoczyłam po pierwszym użyciu tego produktu! Skóra głowy była dokładnie umyta, a włosy oczyszczone z używanych wcześniej produktów i olejów.
Szampon ma rzadką konsystencję i jest przezroczysty. Dobrze rozcieńcza się z wodą i pieni się wystarczająco. Pachnie na początku lekko chemicznie, ale po chwili wydobywa się słodki zapach, dla mnie cytrusowo-cukierkowy. Jest niemalże identyczny jak zapach szamponu Sylveco, którego używałam.
Wydajność szamponu określiłabym jako średnią. Tak jak napisałam - bardzo dobrze się rozcieńcza, ale mimo wszystko jest rzadki, więc mam wrażenie, że szybko znika.

Za 200 ml produktu zapłacimy 17,90 zł - TUTAJ.


REGENERUJĄCA MASKA DO WŁOSÓW Z AWOKADO I MIGDAŁAMI

"Naturalna regenerująca maska do włosów z odżywczym olejem arganowym, olejem migdałowym i masłem z awokado przeznaczona jest do pielęgnacji każdego rodzaju włosów (szczególnie zaś do włosów zniszczonych i farbowanych). Wzmacnia strukturę włosów, zmniejsza podatność na łamanie się i przyczynia się do zmniejszenia uszkodzeń włosów, odbudowując włosy zniszczone i odwodnione."

Maska ma nieco inne składniki aktywne niż szampon, ale podąża tą samą ścieżką ;) Kluczowe składniki to przede wszystkim: olej ze słodkich migdałów, olej arganowy, masło z awokado oraz proteiny pszenicy i proteiny słodkich migdałów. Te ostatnie sprawiają, że ta maska nie powinna być przez nas używana podczas każdego mycia włosów. Polecam stosować ją np. co drugie mycie. Dlaczego? Bo co za dużo to nie zdrowo - tutaj to stwierdzenie ma podwójną moc. Włosy bardzo łatwo jest przeproteinować, przez co znacznie się przesuszą, usztywnią i zaczną wypadać. Nie jestem specjalistką w kwestii pielęgnacji włosów i składników aktywnych w kosmetykach, piszę jedynie na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji. Mi stosowanie masek z proteinami co drugie mycie pomaga - uzupełniam pielęgnację o delikatne odżywki do włosów i radzę sobie z nimi bardzo dobrze.

Maska jest mało wydajna - niestety. Ma dość gęstą konsystencję, ale tubka nie mieści w sobie dużo produktu. Maska pachnie już bardziej chemicznie niż szampon. W jej przypadku nie czuję już żadnego zapachu uzupełniającego. Nie przeszkadza mi to jednak, bo po osuszeniu włosów ręcznikiem i tak używam kremu termoochronnego przed działaniem wysokiej temperatury, który pachnie intensywnie.

Za 100 ml produktu zapłacimy 20,90 zł - TUTAJ.


Dzięki pielęgnacji włosów produktami marki Cosnature w końcu mam wrażenie, że moje włosy są gładkie i błyszczące. Przy regularnym prostowaniu włosów, z którego nie jestem w stanie zrezygnować, często zauważam puszenie się końców, nawet po ich wygładzeniu. Te produkty sprawiły, że zapomniałam o tym. Włosy naprawdę są gładkie i zdyscyplinowane. Uwielbiam ten duet!

W sklepie Krem de la Krem znajdziemy również odżywkę do włosów z tej serii, która na pewno będzie świetnym uzupełnieniem codziennej pielęgnacji. Jest jej dwa razy więcej niż maski.

Źródło: www.kremdelakrem.pl

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Błękitny powiew lata, czyli zapachowe oderwanie się od zimy ze świecami Country Candle

Błękitny powiew lata, czyli zapachowe oderwanie się od zimy ze świecami Country Candle


Zima w tym roku płata nam figla. Szczególnie w rejonach Polski na północ od naszych pięknych gór. Wokół mojego bloku wciąż kwitnie kilka stokrotek, kasztanowiec wypuścił pączki, a róże na działce sąsiadki wciąż stoją dęba i czekają, aż ktoś zetnie je w przypływie miłości. Pogoda, choć od kilku dni delikatnie mroźna, dzięki zapachowi powietrza kojarzy mi się raczej z wczesną wiosną, niż z zimą w pełni. I mimo, iż nadal lubuję się w zimowych i świątecznych zapachach, wewnętrzny głos kazał mi zamówić letnie zapachy świec, które pozwolą mi choć na chwilę zmienić klimat, który mam w sercu - bo za oknem przecież wciąż go brak.
Postawiłam na dwie niebieskie świece dwuknotowe od Country Candle. Tę markę pokochałam już jakiś czas temu, kiedy zaczęłam buszować na kringle.pl. Przepiękne słoje, cudowne kolory wosku i rewelacyjne połączenia zapachowe. Nie mogłam się oprzeć również rewelacyjnym naklejkom, dlatego wybrałam te dwa cudeńka.

Zapraszam na recenzje!


COCONUT COLADA

To zapach, który rozpaliłam jako pierwszy. Na sucho pachniał tak wspaniale, że miałam wrażenie, że leżę gdzieś na drugim końcu świata na piaszczystej plaży i popijam drinka świeżo przygotowanego specjalnie dla mnie przez tubylca. Kiedy podpaliłam oba knoty, usiadłam przy stoliku i czekałam na to, co się stanie. Po kilku minutach cały mój pokój oplótł zapach ananasa zmieszanego ze świeżym kokosem. Zapach naprawdę jest idealny! Słodki, egzotyczny i nie ma w nim ani krzty sztuczności. Naprawdę przenosi nas do innego świata! Jest bardzo intensywny, ale nie przytłacza.
Ciekawe jest to, że mimo, iż następnego dnia zapaliłam zupełnie inną świecę, która również pachniała bardzo intensywnie, kiedy trzeciego dnia weszłam z pracy do domu, wciąż czułam pinacoladę! To zapach, który naprawdę na długo pozostaje w pomieszczeniu. Zakochałam się w nim bez pamięci <3

Świecę kupicie TUTAJ.


CILANTRO, APPLE & LIME

Zapach ten nazwałam "typowo kuchennym". Jest połączeniem świeżej kolendry, cierpkiego, zielonego jabłka i kwaśnej limonki. I mimo, iż nie lubię w potrawach smaku i zapachu kolendry, tej świecy nie mogłam się oprzeć. Uwiódł mnie błękitny kolor wosku i przepiękna naklejka. Chciałam też spróbować czegoś innego i nie upierać się tylko przy zapachach ciasteczkowych, owocowych i pudrowych. Wąchając tę świecę na sucho, czułam przede wszystkim cytrynę i kolendrę. Zapach w pierwszej chwili skojarzył mi się z cytrynowym, gorącym napojem na przeziębienie. Po odpaleniu czułam dokładnie to samo. Cytryna na pierwszym planie, w tle kolendra. Przyznam szczerze, że albo nie będzie między nami wielkiej miłości, albo zrodzi się ona dopiero wtedy, kiedy na dworze naprawdę zapanuje klimat letni, gorący i świeży. Świeca ma naprawdę bardzo ciekawe i nietuzinkowe połączenie nut zapachowych, ale muszę dać jej trochę czasu. Zapalę ją za jakiś czas i sprawdzę, czy panująca dookoła aura sprawi, że zapach będzie przeze mnie inaczej odbierany. Wiem, że mnóstwo świecoholików uwielbia tę świecę - jest w niej coś takiego, że przyciąga jak magnes! Mam nadzieję, że nadzieje, jakie we mnie rozbudziła, nie zgasną, kiedy nadejdzie lato :)

Świecę kupicie TUTAJ.


Jestem ciekawa, czy eksperymentujecie już z wiosennymi i letnimi zapachami, czy wciąż pozostajecie w klimacie zimy. U mnie ona przeważa i zdecydowanie czekam na śnieg. Wtedy zapachy, które odpalam na co dzień, będą miały jeszcze piękniejszą moc, jestem tego pewna! <3

środa, 10 stycznia 2018

INVEO, henna i wypełniacz do brwi - bubelek jak ich mało!

INVEO, henna i wypełniacz do brwi - bubelek jak ich mało!


Jakiś czas temu, dzięki portalowi Only You, otrzymałam do testów bardzo ciekawy zestaw do stylizacji brwi:
1. Ultra delikatną hennę do brwi w kremie;
2. Wypełniacz do brwi w kremie.
Wybrałam produkty w kolorze brązowym.
Pomyślałam sobie, że to świetne produkty, bo są jednoskładnikowe - tzn. z niczym ich już nie rozrabiamy, nie mieszamy. Po prostu nakładamy na brwi. Łatwo, szybko i przyjemnie. Ale czy na pewno?


HENNA DO BRWI

Zarówno henna, jak i wypełniacz, znajdują się w identycznym opakowaniu. Z kartonowego pudełka wysuwamy dno i raczy nas elegancka, czarna tubka. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że aplikator do nakładania henny na brwi ma kształt pędzelka do nakładania pomadki na usta. Moje brwi są bardzo rzadkie, więc wyczuwałam trudność w dokładnym nałożeniu kremu tym aplikatorem, ale nie poddałam się i jakoś udało mi się to zrobić. Krem bardzo przyjemnie się nakładał, nie śmierdział, nie zasychał na skorupę, jak większość tego typu kosmetyków. Producent radzi aplikować hennę na 3-4 minuty dla osiągnięcia delikatnego efektu lub na 6-8 minut dla mocniejszego. Ja z natury mam bardzo jasne brwi i rzęsy, dlatego nie lubię mieć bardzo ciemnych po koloryzacji. Nałożyłam więc hennę bezpiecznie na 4 minuty. Po zmyciu okazało się, że nie ma żadnego efektu. Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Tym razem miałam przeczucie, że henna jest naprawdę bardzo delikatna i potrzeba dłuższej koloryzacji. Producent nie zaleca przekraczać 10 minut, więc na tyle właśnie nałożyłam produkt ponownie.  

Jak wyglądałam przed i po koloryzacji brwi? Oto efekt:


Tak. Brwi na dolnym zdjęciu są PO KOLORYZACJI. Nie wiem, czy była w ogóle jakakolwiek zmiana, czy ten delikatnie ciemniejszy odcień to jedynie zasługa innego światła. Jak patrzyłam na siebie w lustrze, nie widziałam żadnego efektu. Dla mnie to ogromny szok, bo mimo wszystko czytałam kilka opinii na temat tego zestawu i były w większości pozytywne, nie wiem skąd u mnie brak widocznego przyciemnienia włosków. W każdym razie nie zachęciło mnie to do dalszego próbowania - nie chcę zrobić sobie krzywdy i nie zamierzam przekraczać zalecanego na opakowaniu czasu aplikacji. Być może to by pomogło.



WYPEŁNIACZ DO BRWI

Zacznę od tego, że dla mnie wypełniacz oznacza zupełnie coś innego niż dla producenta tego produktu. Wypełniacz, w moim odczuciu, powinien korygować te miejsca, w których mamy ubytki włosów, którym chcemy nadać inny kształt lub które chcemy po prostu dodatkowo przyciemnić. Dla producenta wypełniacz to po prostu tusz do brwi, który przyciemni nam włoski. Czyli co, poprawi to, co zrobiła henna? Dla mnie bez sensu, ale wróćmy do samego "wypełniacza".
Tusz ma poręczną szczoteczkę - mały kształt ułatwia pokrycie włosków produktem. Kolor- bardzo mi się spodobał. Jest głęboko brązowy, naprawdę duży plus. Niestety, co do konsystencji, mam ogromne zastrzeżenia. Tusz jest bardzo suchy, przez co zostawia na brwiach grudki i wciąż się z nich kruszy. Nie wygląda to dobrze. Próbowałam kilka razy - nakładałam w inny sposób, nabierałam mniej produktu. Niestety. Nie dogadaliśmy się. Używam tego typu produktów na co dzień i jeszcze żaden tak bardzo mnie nie zawiódł.

Podsumowując, nie, Nie i jeszcze raz NIE. Być może innym dziewczynom te produkty się sprawdzają, dla mnie to jedne z największych bubelków, jakie miałam okazję testować. Zdecydowanie mówimy sobie do widzenia.


czwartek, 4 stycznia 2018

Kompleksowa pielęgnacja skóry wokół oczu

Kompleksowa pielęgnacja skóry wokół oczu

Wiem, że ostatnio jest mnie tutaj bardzo mało i że rzadko odwiedzam wasze blogi. Chcę, żebyście wiedziały, że jest to podyktowane kilkoma komplikacjami w moim życiu - naprawdę stale o tym myślę i chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy. Obiecuję, że jak tylko sytuacja się ustabilizuje, nadrobię wszelkie zaległości.

Chciałam też wspomnieć o tym, że postanowiłam, że nie będzie już postów przedstawiających denko z danego miesiąca. Postaram się jednak o częstsze posty kosmetyczne z ulubieńcami i bubelkami - jeden już powoli się tworzy!

A dzisiejszym tematem przewodnim jest pielęgnacja skóry wokół oczu. Moja nie jest już "pierwszej młodości", bo dobijam do magicznej trzydziestki, ale wciąż wydaje mi się, że nie mam widocznych zmarszczek, dlatego nie używam silnych produktów redukujących kurze łapki i bruzdy. Moim priorytetem jest delikatne oczyszczenie skóry, zapewnienie jej odpowiedniego nawilżenia i schłodzenie skóry pod oczami w cięższych dla niej okresach.

Jakie produkty stosuję, aby każdy ten krok był wykonany kompleksowo? Przygotowałam dziś dla was pełen zestaw kosmetyków, których używam na co dzień i od święta.


PO PIERWSZE, DELIKATNY DEMAKIJAŻ I OCZYSZCZANIE SKÓRY

Ważnym krokiem, zarówno dla skóry młodej jak i wiotkiej, z widocznymi oznakami starzenia, jest demakijaż oczu. Kiedy używamy zbyt silnych produktów i dodatkowo trzemy oczy wacikiem, fundujemy skórze podrażnienie i rozciąganie, a co za tym idzie większą widoczność zmarszczek i bruzd. Ważne jest, aby do oczyszczania używać delikatnych kosmetyków, którymi nasączamy wacik i dociskamy go do oczu, czekając na rozpuszczenie makijażu. Kiedy większość make-up'u zostanie na waciku, możemy delikatnie zetrzeć pozostałość ruchami od nasady rzęs do dołu.
Ja do demakijażu oczu używam naprzemiennie kilku produktów. Dziś jednak chciałam wam pokazać ten najdelikatniejszy, odpowiedni do każdego rodzaju skóry, nawet tej najwrażliwszej.
Jest to micelarna esencja rumiankowa Polny Warkocz, którą zamówiłam w sklepie internetowym Krem de la Krem. Jest naprawdę delikatna, a wszystko dzięki zawartości naturalnego hydrolatu rumiankowego, który jest niezwykle bezpieczny dla oczu. Jeżeli używacie płynów micelarnych również do oczyszczania twarzy, ten produkt będzie dla was idealny.

Esencję kupicie TUTAJ - 12,00 zł / 100 ml



PO DRUGIE, REGENERACJA I DOGŁĘBNE NAWILŻENIE SKÓRY

Dziwicie się, że na zdjęciu znalazła się woda różana? Niepotrzebnie! Hydrolat z róży damasceńskiej świetnie regeneruje zmęczona skórę, uelastycznia ją, rozjaśnia i nawilża. Dla mnie jest więc produktem 2 w 1, bo używając jej jako toniku do twarzy, wklepuję ją również w skórę pod oczami. Dzięki temu jest odżywiona i przygotowana na przyjęcie kolejnych kosmetyków. A jakich?
Na dzień - regenerujący krem pod oczy Dr. Konopka's. Jest to ziołowy krem do skóry suchej i wrażliwej. Ma za zadanie nawilżyć skórę, zregenerować ją, odżywić i uelastycznić. I faktycznie tak działa. Zdecydowanie nada się dla skóry młodej, bez widocznych zmarszczek i bruzd, bo jest bardzo delikatny. Dla mnie idealny. Ma konsystencję balansującą pomiędzy lotionem, a klasycznym kremem. Pachnie lekko ziołowo - nie jest perfumowany. Po nałożeniu nie zostawia lepkiej warstwy i bardzo szybko się wchłania. Dostałam go w prezencie i jestem z niego bardzo zadowolona.
Kosztuje około 10 zł.
Na noc - sztyft pod oczy koreańskiej marki The Seam, czyli tańszy zamiennik kultowej pandy od Tony Moly. Jest to sztyft na bazie wody z islandzkiego lodowca, która ma naturalne właściwości odświeżające, nawilżające i odmładzające. Sztyft ma więc za zadanie kompleksowo dbać o skórę pod oczami. Sztyft znajduje się w cudownym opakowaniu w kształcie misia polarnego, który kojarzy się z lodowcami. Misio ma nawet ogonek! Ten produkt, w odróżnieniu od pandy Tony Moly, jest dość miękki, dzięki czemu lepiej rozprowadza się na skórze i faktycznie czujemy i widzimy, że mamy coś pod oczami. Szybko się wchłania i nie roluje, nawet pod makijażem. Pachnie cudownie! Nie wiem dokładnie czym, ale jest to bardzo świeży zapach przypominający zieloną herbatę i cytrusy. Sztyft świetnie chłodzi po wyjęciu go z lodówki.
Kupiłam go na ebay'u za niecałe 20 zł.
A wodę różaną kupicie TUTAJ - 14,90 zł / 100 ml



PO TRZECIE, PŁATKI NAWILŻAJĄCE POD OCZY I CHŁODZĄCE MASKI DO SKÓRY WOKÓŁ OCZU

Jest to ten element pielęgnacji, którego nie stosuję codziennie. Zarówno płatki, jak i maseczki chłodzące, stosuję profilaktycznie raz w tygodniu lub po prostu w razie potrzeby. Na zdjęciu widzicie akurat płatki dla mężczyzn - kupiłam zestaw mojemu narzeczonemu na urodziny. Muszę się przyznać, że czasem mu je podbieram, bo są naprawdę świetne. Dla mnie najlepsze jak do tej pory okazały się jednak te kupowane w Biedronce - wariant ze złotem. Świetnie rozjaśniają i nawilżają moją skórę. 
Maseczki żelowe, jak widzicie, mam aż trzy. Dwie co prawda to prezenty, ale bardzo się z nich cieszę, bo uwielbiam każdą! Każdą z masek wkładam a około pół godziny do lodówki - pamiętajcie, że nie można wkładać ich do zamrażarki - po czym aplikuję na oczy i relaksuje się około 10-15 minut. Skóra po takim zabiegu wygląda na zdecydowanie bardziej wypoczętą. Mam wrażenie, że lepiej też wchłania kosmetyki do pielęgnacji skóry pod oczami. 

Tak pielęgnowana skóra wokół oczu odwdzięcza mi się sprężystością i młodym wyglądem. Bardzo się cieszę, że znalazłam tak wiele wspaniałych kosmetyków, które pomagają mi to osiągnąć. Jestem jednak wciąż otwarta na testy i nowości, dlatego jeśli tylko znacie jakieś wspaniałości albo triki, które mogą uzupełnić moją pielęgnację, koniecznie dajcie znać w komentarzach! :)
Copyright © 2016 eddieegger , Blogger