Święta Bożego Narodzenia już za nami. W tym roku wyjątkowo nasunęło mi się kilka przemyśleń i refleksji dotyczących tego właśnie okresu w roku. Jeżeli lubicie takie posty, zapraszam do czytania - obiecuję, że nie będzie długo :)
Na początku chciałabym pokazać wam efekty sesji zdjęciowej, którą wraz z narzeczonym i naszym psem wykonaliśmy w jednym ze studiów fotograficznych w naszym mieście. Zdjęcia robiła nam przesympatyczna Paulina Makowiecka, z którą pracowaliśmy już drugi raz. Paulina, tak jak i my, jest psiolubna, więc nie było dla niej problemem przyjęcie nas z Edkiem, który jest jak torpeda i wiedzieliśmy, że narobi mnóstwo bałaganu :) Spotkaliśmy się z kilkoma odmiennymi opiniami na temat sesji i samego pomysłu na nią.
Po pierwsze, że w tyłkach nam się poprzewracało, że robimy sobie sesję "rodzinną" z psem - bo przecież powinno się je robić tylko z dziećmi.
Po drugie, że nie mamy na co pieniędzy wydawać.
A po trzecie - tak, był też jak najbardziej pozytywny odzew. Znaleźli się również tacy, którzy mówili nam, że to świetny pomysł i rewelacyjna pamiątka na lata. W końcu pies, na dodatek adoptowany już jako dorosły, nie będzie z nami wiecznie, choćbyśmy chcieli tego najbardziej na świecie.
Chciałam również pokazać wam zdjęcia z tej sesji ze względu na makijaż. Wykonałam go w całości samodzielnie i byłam z siebie bardzo dumna, bo zdecydowanie nie mam do tego talentu, a efekt wyjątkowo mi się podoba. Przede wszystkim widać konturowanie, na czym najbardziej mi zależało. Wykonałam je na mokro pędzlem do konturowania w kształcie rybki Chubby Mermaid Brush by Mermaid Salon, którego recenzję znajdziecie na moim blogu ---> KLIK. Na zdjęciach widoczne są również oczy, co często niejako ginie na profesjonalnie wykonanych zdjęciach - wiedziałam, że muszą być zaznaczone dużo mocniej niż w makijażu dziennym i tak też zrobiłam. Makijaż wykonałam przy pomocy palety matowych cieni marki KOBO, którą uwielbiam. Dokleiłam też sztuczne rzęsy Ardell i voila. Efekt naprawdę jest zadowalający jak na totalnego amatora :)
Czym, poza sesją, chciałabym się z wami podzielić w tym wpisie? Moimi ogólnymi wrażeniami na temat tegorocznych świąt. Minęły mi w dość dziwnym nastroju. Na pewno nie był on taki, jakiego pragnęłam. Wiadomo - brak śniegu, wichura i ulewa nie nastrajała świątecznie. Do tego dwutygodniowa choroba, którą nie do końca pokonałam. Brak zaangażowania moich bliskich w stworzenie tej świątecznej atmosfery i magii świąt. Prezenty robione na odczepnego. No właśnie.
Czy dla was ważne są prezenty? Dla mnie teoretycznie nie, bo nie są priorytetem w święta, ale. Od zawsze uważam, że jeżeli już ktoś decyduje się na podarowanie komuś prezentu, powinien przemyśleć swój zakup lub pracę włożoną w przygotowanie prezentu DIY. Ja w tym roku dostałam dosłownie kilka prezentów - najpiękniejszy oczywiście od narzeczonego, bo on zna mnie najlepiej i zna moje potrzeby, a jeżeli ma problem, to po prostu pyta mnie o pomoc lub małą podpowiedź. Cieszy mnie też bardzo to, że wymieniłam się świątecznymi paczkami z internetowymi przyjaciółkami - i to tam również znalazłam najwięcej wspaniałych prezentów! Naturalne kosmetyki idealne dla mojej skóry, czy chociażby książki, które uwielbiam i które czytam namiętnie, a nigdy od nikogo z rodziny nie dostałam książki w prezencie. Na żadną okazję. Najbardziej smucą pieniądze w kopercie i brak choćby skarpet, bo "nie mam pieniędzy, nie miałam/nie miałem do tego głowy". Nie zrozumcie mnie źle - ja naprawdę nie oczekuję prezentów za miliony, czy podarunków od każdego, z kim widzę się w święta. Mam na myśli takie zwyczajne ludzkie zaangażowanie w sprawianie ludziom radości. Kiedy widzę, jak osoby, które doskonale mnie znają i które po poświęceniu 15 minut na spojrzenie na mojego Instagrama czy bloga mogłyby zrobić mi świetny prezent za kilka złotych, dają mi coś kompletnie niedopasowane do mnie, robi mi się zwyczajnie przykro.
Co wy sądzicie o takich sytuacjach? Jestem ciekawa, czy macie podobne doświadczenia, przemyślenia :)
Ale jak to się mówi... Święta, święta i po świętach! ;)
A na koniec zostawiam was z uśmiechami moich chłopaków - uwielbiam to zdjęcie i chyba już zawsze będzie poprawiać mi każdy, nawet najbardziej podły świąteczny nastrój :)
Na początku chciałabym pokazać wam efekty sesji zdjęciowej, którą wraz z narzeczonym i naszym psem wykonaliśmy w jednym ze studiów fotograficznych w naszym mieście. Zdjęcia robiła nam przesympatyczna Paulina Makowiecka, z którą pracowaliśmy już drugi raz. Paulina, tak jak i my, jest psiolubna, więc nie było dla niej problemem przyjęcie nas z Edkiem, który jest jak torpeda i wiedzieliśmy, że narobi mnóstwo bałaganu :) Spotkaliśmy się z kilkoma odmiennymi opiniami na temat sesji i samego pomysłu na nią.
Po pierwsze, że w tyłkach nam się poprzewracało, że robimy sobie sesję "rodzinną" z psem - bo przecież powinno się je robić tylko z dziećmi.
Po drugie, że nie mamy na co pieniędzy wydawać.
A po trzecie - tak, był też jak najbardziej pozytywny odzew. Znaleźli się również tacy, którzy mówili nam, że to świetny pomysł i rewelacyjna pamiątka na lata. W końcu pies, na dodatek adoptowany już jako dorosły, nie będzie z nami wiecznie, choćbyśmy chcieli tego najbardziej na świecie.
Chciałam również pokazać wam zdjęcia z tej sesji ze względu na makijaż. Wykonałam go w całości samodzielnie i byłam z siebie bardzo dumna, bo zdecydowanie nie mam do tego talentu, a efekt wyjątkowo mi się podoba. Przede wszystkim widać konturowanie, na czym najbardziej mi zależało. Wykonałam je na mokro pędzlem do konturowania w kształcie rybki Chubby Mermaid Brush by Mermaid Salon, którego recenzję znajdziecie na moim blogu ---> KLIK. Na zdjęciach widoczne są również oczy, co często niejako ginie na profesjonalnie wykonanych zdjęciach - wiedziałam, że muszą być zaznaczone dużo mocniej niż w makijażu dziennym i tak też zrobiłam. Makijaż wykonałam przy pomocy palety matowych cieni marki KOBO, którą uwielbiam. Dokleiłam też sztuczne rzęsy Ardell i voila. Efekt naprawdę jest zadowalający jak na totalnego amatora :)
Czym, poza sesją, chciałabym się z wami podzielić w tym wpisie? Moimi ogólnymi wrażeniami na temat tegorocznych świąt. Minęły mi w dość dziwnym nastroju. Na pewno nie był on taki, jakiego pragnęłam. Wiadomo - brak śniegu, wichura i ulewa nie nastrajała świątecznie. Do tego dwutygodniowa choroba, którą nie do końca pokonałam. Brak zaangażowania moich bliskich w stworzenie tej świątecznej atmosfery i magii świąt. Prezenty robione na odczepnego. No właśnie.
Czy dla was ważne są prezenty? Dla mnie teoretycznie nie, bo nie są priorytetem w święta, ale. Od zawsze uważam, że jeżeli już ktoś decyduje się na podarowanie komuś prezentu, powinien przemyśleć swój zakup lub pracę włożoną w przygotowanie prezentu DIY. Ja w tym roku dostałam dosłownie kilka prezentów - najpiękniejszy oczywiście od narzeczonego, bo on zna mnie najlepiej i zna moje potrzeby, a jeżeli ma problem, to po prostu pyta mnie o pomoc lub małą podpowiedź. Cieszy mnie też bardzo to, że wymieniłam się świątecznymi paczkami z internetowymi przyjaciółkami - i to tam również znalazłam najwięcej wspaniałych prezentów! Naturalne kosmetyki idealne dla mojej skóry, czy chociażby książki, które uwielbiam i które czytam namiętnie, a nigdy od nikogo z rodziny nie dostałam książki w prezencie. Na żadną okazję. Najbardziej smucą pieniądze w kopercie i brak choćby skarpet, bo "nie mam pieniędzy, nie miałam/nie miałem do tego głowy". Nie zrozumcie mnie źle - ja naprawdę nie oczekuję prezentów za miliony, czy podarunków od każdego, z kim widzę się w święta. Mam na myśli takie zwyczajne ludzkie zaangażowanie w sprawianie ludziom radości. Kiedy widzę, jak osoby, które doskonale mnie znają i które po poświęceniu 15 minut na spojrzenie na mojego Instagrama czy bloga mogłyby zrobić mi świetny prezent za kilka złotych, dają mi coś kompletnie niedopasowane do mnie, robi mi się zwyczajnie przykro.
Co wy sądzicie o takich sytuacjach? Jestem ciekawa, czy macie podobne doświadczenia, przemyślenia :)
Ale jak to się mówi... Święta, święta i po świętach! ;)
Pewnie spotkamy się tutaj dopiero "za rok", dlatego korzystając z okazji chciałabym życzyć wam wspaniałej końcówki roku 2017, udanej zabawy sylwestrowej, jeżeli taką planujecie oraz cudownego wejścia w rok 2018. Mam nadzieję, że dla każdego z nas będzie on owocny.
A na koniec zostawiam was z uśmiechami moich chłopaków - uwielbiam to zdjęcie i chyba już zawsze będzie poprawiać mi każdy, nawet najbardziej podły świąteczny nastrój :)